Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Syn uważa, że za śmierć ojca odpowiada pogotowie

Magdalena Olechnowicz
Stępniewski o wszystkim powiadomił prokuraturę.
Stępniewski o wszystkim powiadomił prokuraturę.
Rodzina twierdzi, że za śmierć ojca odpowiada pogotowie. Jej zdaniem błędów było zbyt dużo.

Karetka przyjechała za późno, bez lekarza i zawiozła pacjenta do niewłaściwego szpitala. Syn powiadomił prokuraturę.

Dramat rozegrał się w nocy z 12 na 13 kwietnia w Bięcinie. - Ojciec stracił przytomność. Wiedzieliśmy, ze choruje na serce, więc natychmiast wnukowie, którzy z nim mieszkali, wezwali karetkę. Mówili wyraźnie, że stan jest bardzo ciężki. Po pierwszym telefonie dyspozytorka odmówiła wysłania karetki - mówi Krzysztof Stępniewski, syn zmarłego. - Wnukowie dzwonili jednak dalej, bo ich zdaniem stan ojca był tragiczny. Po kolejnych telefonach w końcu kobieta powiedziała, że wyśle karetkę.

Zdaniem Anny Wysockiej, zastępcy kierownika ds. usług medycznych w słupskim pogotowiu, karetka została wysłana od razu.

Stępniewski zwraca jednak jeszcze uwagę na inne ważne sprawy. - Dlaczego do nieprzytomnego mężczyzny w karetce przyjeżdża ratownik medyczny i położna? Przecież to nie poród. Od rodziny dostali kartę medyczną chorego z informacjami, że leczy się kardiologicznie, a oni podali jemu sól fizjologiczną zamiast odpowiednich leków. Przecież za takie zaniedbania ktoś musi ponieść konsekwencje - mówi Stępniewski.

Niestety, ale nie ma już obowiązku, aby w karetce jeździł lekarz. - Nowe przepisy obowiązują już od stycznia zeszłego roku. W karetce musi być dwóch ratowników medycznych, którzy mają uprawnienia do udzielania pomocy w sytuacjach zagrożenia życia - wyjaśnia Anna Wysocka.

Ale to nie wszystko. - Ojca mieli odwieźć do szpitala na Kopernika, gdzie jest oddział kardiologiczny, a zawieźli go na Obrońców Wybrzeża. Na kardiologię trafił za późno, dopiero po zrobieniu USG. Lekarz na kardiologii powiedział wyraźnie, że stan chorego jest tragiczny. Ojciec zmarł jeszcze tego samego dnia - mówi Stępniewski.

Jest jednak jeszcze jedna kwestia, która spać nie daje Stępniewskiemu. - Jeszcze tej samej nocy pojechałem do siedziby pogotowia. Wszędzie było ciemno, a dyspozytorka spała. Obudziłem ją pukaniem. Wyglądała jak pijana. Była rozczochrana i miała rozmazany makijaż. Jak tak może być, że w pogotowiu dyspozytorka w pracy śpi? Przecież przy ratowaniu życia każda minuta jest cenna.
Na miejsce została wezwana policja, która zbadała trzeźwość dyspozytorki. Nie piła ona alkoholu.

- Ta pani ma prawo się zdrzemnąć. Jej obowiązkiem jest odbieranie telefonów, a nie przyjmowanie ludzi na miejscu. Ona może być nawet w piżamie - wyjaśnia Anna Wysocka.

Stępniewski o wszystkim powiadomił prokuraturę. Zapowiada, że złoży też pisemna skargę do dyrektora pogotowia.

- Przez zaniedbanie doszło do zgonu człowieka. Czas już skończyć ze spaniem na dyżurach. A w karetce powinien jeździć lekarz, a nie ludzie, którzy nie potrafią uratować życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza