UWAGA! Akcja pomocy dla matki
UWAGA! Akcja pomocy dla matki
Organizujemy pomoc dla matki 9-miesięcznego chłopca! Rzeczy dla dziecka typu: żywność, pieluchy, ubrania itp. można przynosić dziś do redakcji "Głosu Pomorza", ul. Henryka Pobożnego 19, 76-200 Słupsk
Po więcej informacji można dzwonić pod numer telefonu 059 848 81 21
Na ogłoszenie zwrócił nam uwagę jeden z mieszkańców Słupska. Zauważył je na ścianie kamienicy przy ul. Filmowej. Na kartce z wypisanym numerem telefonu do wyrywania ktoś odręcznie napisał "Oddam!!! Dziewięciomiesięcznego syna w dobre ręce do adopcji otwartej. Proszę o kontakt telefoniczny".
- Ta treść mnie zszokowała. Pomijając fakt, że może to być jakiś chory żart, i to w dodatku karalny, to jeżeli to, co tam jest napisane to prawda, to tracę wiarę w człowieczeństwo. Sam mam syna, i nie mieści mi się w rozumie, jak można potraktować dziecko, jak starą kanapę, telewizor, albo stary samochód. Do adopcji są odpowiednie instytucje i procedury, biorą w nich udział psychologowie oraz osoby wykształcone w kierunku pracy z dziećmi. Dzieci nie oddaje się w dobre ręce. Tego tematu nie powinno się pozostawić bez echa - napisał do nas.
Sprawdziliśmy: to nie żart. Gdy zadzwoniliśmy pod wskazany numer, powołując się na treść ogłoszenia, głos młodej kobiety poinformował, że jest ono wciąż aktualne, choć zainteresowanie dzieckiem wyraził już jakiś mężczyzna.
- A co mam robić, skoro nie mam pieniędzy i żadnej pomocy. Dziecko leży zasikane, bo właśnie zużyłam ostatnią pieluchę. Nie mam co mu dać jeść. Nie chcę, żeby tak się męczyło - powiedziała 24-letnia kobieta, która znikąd nie może doprosić się pomocy.
Matka nie chce jednak zrywać z dzieckiem kontaktu.
Czytaj również: Szokujące ogłoszenie! Desperacja samotnej matki poruszyła Słupsk
Umówiliśmy się na spotkanie w jej domu. Centrum Słupska, mieszkanie w zaniedbanym, poniemieckim budynku. Drzwi otworzyła pani Monika, bardzo wychudzona 24-latka. Mieszka razem z matką, jej konkubentem, bratem, siostrą, no i z dziewięciomiesięcznym Oliwierem.
- Ale prowadzimy oddzielne gospodarstwa, choć siostra śpi w tym samym pokoju co ja z dzieckiem - wyjaśniła.
W rozmowie okazuje się, że ogłoszenie to desperacki krzyk rozpaczy. Były narzeczony, ojciec dziecka, nie płaci alimentów, a formalności w Miejskim Ośrodku Opieki Społecznej trwają tak długo, że na jakiekolwiek zapomogi szansa jest dopiero w końcówce czerwca. - Muszę go oddać, bo nie mam środków do życia, ale nie chcę ośrodka adopcyjnego, bo nie będę go mogła widywać. A chcę mieć z nim kontakt - mówi zdesperowana kobieta.
Siostra Małgorzata Glanc, kierowniczka diecezjalnego Domu Samotnej Matki w Koszalinie (w Słupsku nie ma takiej placówki, pomagającej samotnym matkom) potwierdza: wiele samotnych matek, które znajdują się w trudnej sytuacji materialnej, nie radzi sobie z biurokratycznymi formalnościami, niezbędnymi przy staraniu się o pomoc socjalną. - Ale możemy ją przyjąć i dopiero potem pomóc w załatwianiu papierków - deklaruje zakonnica. - Nie musi oddawać dziecka!
Siostra Glanc dodała, że pierwszy raz słyszy o tak bulwersującym ogłoszeniu.
- Ale to znak coraz gorszych czasów. Niedawno w Koszalinie pewna kobieta przytwierdziła do lodówki kartkę, że zrzeka się czwórki swoich dzieci i poszła sobie ze swojego mieszkania w świat, zostawiając w nim dzieciaki - skomentowała.
W weekend nie mogliśmy sprawdzić, jak na ogłoszenie matki zareaguje słupska opieka społeczna. Dlaczego pani Monika popadła w taką desperację, że chciała pozbyć się dziecka, które, jak zapewnia, wciąż kocha? Jutro wrócimy do tego bulwersującego tematu ---- czytajcie wtorkowe wydanie "Głosu Pomorza"
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?