Ciocia pani Aleksandry ze Słupska, osoba starsza i schorowana, w poniedziałek była na badaniach w słupskim szpitalu. Przed południem chciała wrócić do domu pekaesem relacji Słupsk - Potęgowo. Do domu dotarła jednak na piechotę.
- Na trasie autobus zatrzymała policja, widząc, że koła pojazdu dosłownie latają - twierdzi zdenerwowana czytelniczka. - Policjanci nie puścili tego autobusu w dalszą drogę. A co z ludźmi? Niech radzą sobie sami. Autobusu dodatkowego PKS nie podstawił. Ludzie mieli wysiąść z pojazdu i czekać na kolejne połączenie albo pójść piechotą.
Ciocia naszej czytelniczki stwierdziła jednak, że pójdzie pieszo, licząc na to, że być może po drodze zatrzyma się samochód lub autobus, który dowiezie ją do domu.
- Żadnego autobusu jednak nie zobaczyła. Ciocia jest bardzo schorowaną kobietą, na dodatek otyłą. Jak może tak być, że ludzie są zostawieni sami sobie? A co z takimi babciami, które ledwo co chodzą? - pyta pani Aleksandra. - Odcinek, który pokonała moja ciocia na piechotę, to około 12 kilometrów!
Kobieta zastanawia się również, w jaki sposób słupski PKS zrekompensuje straty finansowe tym pasażerom, którzy kupili bilety, a nie dojechali do celu.
Marek Zagalewski, rzecznik prasowy PKS w Słupsku, twierdzi, że sytuacja nie do końca przedstawiała się tak, jak ją opisała nasza czytelniczka.
- Autobus, który wyjechał ze Słupska o godzinie 11.35, faktycznie miał awarię, ale nie tak poważną, jak przedstawia to ta pani. Pojazd został zatrzymany przez policję w okolicach Starej Dąbrowy z powodu braku współosiowości. Tył jechał lekkim skosem w stosunku do przodu, ponieważ zużyła się guma drążków reakcyjnych tylnego mostka - mówi Marek Zagalewski. - Nie była to jednak poważna usterka, a bezpieczeństwu pasażerów nic nie groziło. Policja nakazała im jednak opuszczenie pojazdu. Dodaje, że kierowca autobusu natychmiast zawiadomił o fakcie dyżurnego ruchu w Słupsku. - Gdyby sytuacja tego wymagała, dyżurny ruchu wysłałby na miejsce autobus zastępczy. Ale nie było takiej potrzeby, bo pasażerowie stwierdzili, że poczekają 25 minut na kolejny autobus, który również im pasował
- mówi rzecznik prasowy słupskiego przewoźnika. - Ten kurs obsługiwał PKS z Lęborka. Dlatego dyżurny ze Słupska poinformował swojego lęborskiego odpowiednika, by ten skontaktował się z kierowcą tamtego autobusu i zapowiedział mu, że dosiądą się do niego nasi pasażerowie i by nie kasował ich po raz kolejny za przejazd. Trudno powiedzieć, dlaczego ta pani nie poczekała na kolejny autobus.
Ciocia naszej czytelniczki może się jednak domagać zwrotu pieniędzy za cały kurs. - Ta pani musi tylko do nas wystąpić z odpowiednim wnioskiem - mówi Marek Zagalewski. - Przepraszamy pasażerów za niedogodności. Usterka autobusu została szybko naprawiona i szybko wrócił on na swoje trasy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?