Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa schroniska dla zwierząt. Zdaniem prokuratora weterynarz jest winny

Bogumiła Rzeczkowska
Jan K. i Patryk R. z obrońcą Krystianem Kasperskim na ławie oskarżonych w czasie rozprawy. Zeznaje oskarżycielka posiłkowa Krystyna Sroczyńska, szefowa Fundacji dla Ratowania Zwierząt Bezdomnych Emir.
Jan K. i Patryk R. z obrońcą Krystianem Kasperskim na ławie oskarżonych w czasie rozprawy. Zeznaje oskarżycielka posiłkowa Krystyna Sroczyńska, szefowa Fundacji dla Ratowania Zwierząt Bezdomnych Emir. PK
Słupska prokuratura rejonowa nie zgadza się z uniewinnieniem weterynarza w głośnej sprawie schroniska dla zwierząt. Do sądu okręgowego właśnie wpłynęła apelacja.

Dwa lata procesu, 19 tomów akt, mnóstwo świadków, opinie biegłych, emocje. I zaskarżony wyrok. Sprawa słupskiego schroniska dla zwierząt, gdzie - zdaniem prokuratury - bezpodstawnie uśmiercano psy - trafiła w tym tygodniu do Sądu Okręgowego w Słupsku. Apelację napisał prokurator Zenon Modrzejewski.

Przed sądem rejonowym dwaj oskarżeni odpowiadali za złamanie przepisów ustawy o ochronie zwierząt. Nie przyznali się do zarzutów. Oskarżenia dotyczyły czasu, gdy schronisko podlegało miastu. Jednak wiele wątków umorzono. Zdaniem śledczych, nie można było oskarżyć o niedopełnienie obowiązków Jerzego Sz., który dwa i pół roku kierował placówką, ponieważ w rozumieniu Kodeksu karnego nie był funkcjonariuszem publicznym. Został w sprawie świadkiem.

Sąd zgodził się z prokuratorem tylko w kwestii znęcania się nad zwierzętami. Uznał, że 60-letni Jan K., opiekun-pielęgniarz, od grudnia 2007 roku do marca 2009 roku zadawał im ból i cierpienie. Kopał je, polewał zimną wodą pod ciśnieniem z węża do sprzątania boksów, złośliwe straszył głośnymi krzykami. Za to oskarżony dostał dwanaście miesięcy ograniczenia wolności z obowiązkiem pracy na cele społecznie użyteczne w wymiarze 30 godzin miesięcznie. Jan K. ma też zapłacić tysiąc złotych nawiązki na rzecz Fundacji dla Zwierząt Animalia w Poznaniu.

Natomiast lekarz weterynarii 42-letni Patryk R. został uniewinniony. Prokurator oskarżał go o bezpodstawne usypianie zwierząt w czasie od 2 listopada 2006 roku do 30 maja 2009 roku. Według śledztwa, z naruszeniem przepisów ustawy weterynarz uśmiercił aż 68 psów.

Zdaniem prokuratora, w schronisku doszło do przypadków eutanazji zwierząt bez próby ich leczenia czy przeciwdziałania agresji. Niektóre zwierzęta były usypiane w dniu lub po kilku dniach od przyjęcia do schroniska.

Psy uznawano za agresywne, schorowane i zniedołężniałe ze starości, choć nie wynikało to z dokumentacji. W karcie ewidencyjnej nie odnotowano wcześniej takich zagrożeń. Usypiano je niezależnie od wieku - 14-latki i małe roczne psiaki. "Po pogryzieniu agresywny", "grzybica", "uszkodzenie gałki ocznej". Prokuratora zastanowił zwłaszcza jeden wpis:

"Zagryzuje każdego psa, który jest do niego dołożony".

Autorem raczej nie był lekarz weterynarii. W wielu innych przypadkach w ogóle nie odnotowano przyczyn eutanazji.

Obrońca weterynarza Krystian Kasperski twierdził, że nie ma żadnych dowodów, że uśpienia były bezpodstawne ani nie ma dowodów, że zrobił to Patryk R. Tak też uznał sąd.

- Nie zgadzamy się z tym wyrokiem - mówi Sylwia Knapik, zastępca słupskiego prokuratora rejonowego. - W ocenie autora aktu oskarżenia ustalony stan faktyczny pozwalał na przypisanie tych czynów. Naszym zdaniem sąd uniewinnił weterynarza, bo wysnuł błędne wnioski. Domagamy się zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania.

Prokurator Modrzejewski w apelacji m.in. twierdzi, że wyjaśnienia Patryka R. są niewiarygodne, bo oskarżony chce uniknąć odpowiedzialności. Zdaniem prokuratora, jeśli nawet Patryk R. nie dokonał osobiście jakiejś części uśpień, to akceptował uśpienia wykonane - z naruszeniem ustawy - przez techników weterynarii, którzy mieli dostęp do leków.

Prokurator ocenia, że uniewinnienie lekarza to przedstawianie go jako "bezwolnego narzędzia" w rękach techników weterynarii, którzy decydowali, które zwierzę trzeba uśpić, samowolnie pobierali leki, wynosili zwłoki, a później informowali weterynarza, oczekując, by dokonał odpowiednich zapisów w dokumentacji. A ten czynił to przez dwa i pół roku.

Prokurator napisał w apelacji, że sąd kreuje sytuację, w której lekarz weterynarii nie ma nic do powiedzenia, nie ma na nic wpływu i akceptuje bez zastrzeżeń to, co robią podwładni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza