Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabił go prąd, a mówili: zasłabł

Bogumiła Rzeczkowska [email protected]
Wypadek Słupska prokuratura wyjaśnia okoliczności śmierci 32-latka. Pierwszą wersję o zasłabnięciu na budowie rozwiała sekcja zwłok. Pracownika poraził prąd. Tak od początku mówiła rodzina. Nie wierzy w to pracodawca.

Sobota. 9 sierpnia. Ulica Norwida. Upalny poranek. Firma remontowo-budowlana ze Słupska wykonywała prace przy budynku. Wśród pracowników był Piotr Jakubowski ze Sławna. Był na rusztowaniu na wysokości trzeciego piętra. Zdrowy, silny i wysportowany 32-letni mężczyzna kilkadziesiąt minut później już nie żył.

- Zasłabł, prawdopodobnie niewydolność krążeniowa - informowała nas w sierpniu Renata-Krzaczek-Śniegocka, zastępca słupskiego prokuratora rejonowego. - Zarządziliśmy jednak sekcję zwłok. Dlatego, że nastąpiło to w czasie pracy.

Śledczy nie podejrzewali wtedy, że przyczyna niewydolności krążeniowej jest inna. O tym od początku mówiła rodzina. Teraz potwierdziła sekcja zwłok. Mężczyznę poraził prąd. Jak to się stało? To ma wyjaśnić dochodzenie.

- Wszczęto je z artykułu dotyczącego nieumyślnego spowodowania śmierci. Będziemy także sprawę badać pod kątem zachowania warunków bhp - mówi prokurator. Dodaje, że mężczyzna był trzeźwy.

- Piotrek pracował młotem pneumatycznym. Kiedyś pokazał z nim swoje zdjęcie teściowej: "Patrz, mamo, mówił, jakim młotem pracuję, bo jestem w ekipie najsilniejszy". Chłop jak dąb, żadna pijaczyna - opowiada pani Kinga ze Słupska, bratowa Piotra Jakubowskiego.

- Tam się zdarzyło coś dziwnego. Teściowa dowiedziała się, że Piotrek zasłabł od sąsiadki, której mąż z nim pracował w Słupsku. Sąsiadka wzięła jej numer telefonu. Zadzwonili do niej koledzy szwagra, że siedzą na SOR-ze, ale nikt im niczego nie chce powiedzieć. Teściowa zadzwoniła na SOR. Odmówili informacji przez telefon. W końcu około szesnastej ja tam pojechałam. Wychodzi lekarz i mówi: " Ale ten pan nie żyje, próbowałem go reanimować".

Lekarz przekazał mi, że koledzy, którzy go przywieźli, najpierw powiedzieli, że poraził go prąd, później się z tego wycofali. Teściowa była w szoku, jak to tylko zasłabł i nie żyje? Serce miał czterokrotnie powiększone, płuca obrzęknięte i popalone palce rąk. Nawet ja to zauważyłam. Ja sama nie wiem, co dokładnie się stało, ale oni coś kręcą.

Rodzina zmarłego pracownika poczyniła własne ustalenia, między innymi na podstawie pierwszych relacji sąsiada matki, a kolegi z budowy.

- Kumpel mi mówił, że dostał delirki i piana mu szła z ust - miał opowiadać mężczyzna ze Sławna.

Według rodziny, jednak nie potwierdził tego na przesłuchaniu. Pojawia się także podejrzenie, że Piotr Jakubowski zwijał niezaizolowany przedłużacz.

- Ale to było w sobotę, a w poniedziałek, jak przyszła inspekcja pracy kable na budowie zostały wymienione. Świadkowie nagle zaczęli zeznawać, że Piotrek był naćpany, bo cały tydzień ćpał i od rana źle się czuł, a może jeszcze był pijany - dodaje pani Kinga. - A przecież ten prąd musiał ktoś z nich wyłączyć. Piotrek sam od niego by się nie oderwał.

Świadkowie zeznali natomiast, że Piotr Jakubowski osunął się na podłoże, schodząc z rusztowania. Oni wynieśli go przez czyjeś mieszkanie. Oddychał jeszcze. Wzywali pomoc, ale na 112 nikt nie odpowiadał. Nieprzytomnego zawieźli busem budowlanym do przychodni przy ul. Tuwima, stamtąd na SOR.

- My dowiedzieliśmy się, że gdy go wynieśli, położyli pod barakiem, latali z komórkami i dzwonili przez piętnaście minut. A on tak leżał - mówi bratowa.

- Policja nie ustaliła, przez jakie mieszkanie wynieśli Piotrka, a przecież tam są świadkowie - dodaje pan Marcin, brat zmarłego. Pełnomocnik rodziny adwokat Kinga Siadlak zwróciła się do pracodawcy o sporządzenie protokołu powypadkowego, bo do tej pory go nie ma.

- Pracodawca odpowiedział, że nie ma podstaw uznać tego zdarzenia jako wypadek w pracy. Na początku postępowania wskazywano, że przyczyny śmierci były naturalne - mówi Kinga Siadlak.

- Na pewno będziemy chcieli wyjaśnić, dlaczego i przesłuchać te osoby, których treść zeznań jest sprzeczna, by ustalić, z jakiego powodu tak zeznały. Dlatego złożę wniosek o konfrontacje.

Właściciele firmy remontowo-budowlanej twierdzą, że do dzisiaj nie znają przyczyny śmierci Piotra Jakubowskiego.

- Prokuratura odmawia nam wglądu do akt, bo nie jesteśmy stroną. Inspekcja pracy o niczym nie informuje. Czekamy na wyniki sekcji. Wtedy sporządzimy kartę wypadkową. Nie chcemy niczego rodzinie utrudniać - podkreślają, że w przypadku pracownika na umowę-zlecenie tylko taki dokument mogą sporządzić.

- Dziwi mnie, skąd ten prąd. Widziałem to. Wtedy nie pracował. Schodził z rusztowania w dół i upadł. Na rusztowanie. Koledzy go wynieśli przez mieszkanie. Miluś, co ci, pytali, bo tak do niego mówili - relacjonuje właściciel firmy. - Byłem w szpitalu, ale dostałem telefon, że mam wracać na budowę, bo jedzie policja i prokurator. Dlatego, że wtedy była badana kwestia, że spadł z rusztowania. Na pewno po tym na budowie żadnych przewodów nie wymieniono.

Nie powiadomiłem rodziny, bo nie znałem numeru. Nie mam akt osobowych zleceniobiorców. Teraz czekam na informację o wyniku sekcji. Czy narkotyki? Czy dopalacze? Czy był trzeźwy? Rodzina powiedziała, że nie ma takich wątpliwości, jak pracodawca 32-latka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza