Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pani Joanna: podstępem zabrano mi Julkę i Brajana (wideo)

Sylwia Lis
Pani Joanna uważa, że podstępem zabrano jej dzieci. Sama wychowała się w domu dziecka. Nie chce, by taki los spotkał Julkę i Brajana.
Pani Joanna uważa, że podstępem zabrano jej dzieci. Sama wychowała się w domu dziecka. Nie chce, by taki los spotkał Julkę i Brajana. Sylwia Lis
Kobieta poszła do ośrodka pomocy, tam czekał już kurator, siłą odebrano jej dzieci.

Joanna Belka ma 25 lat. Jest mamą rocznego Brajana i pięcioletniej Julki. Kilkanaście dni temu wyprowadziła się z małej miejscowości pod Słupskiem. - Mieszkałam tam z moim partnerem, nie układało się nam, musiałam go zostawić - mówi pani Joanna. - Źle traktował córkę (Julka nie jest biologicznym dzieckiem mężczyzny -dop. red.). - Bił ją. Dla dobra dzieci wyprowadziłam się. Nie wiedziałam, gdzie się podziać. O pomoc zwróciłam się do ośrodka pomocy społecznej w Słupsku.

Zobacz także: Rodzice: Oddajcie nam nasze dzieci!

Tam skierowano mnie do domu interwencji kryzysowej. Postawiono mi warunek, że w ciągu tygodnia mam znaleźć stancję. Obiecano mi również pieniądze, właśnie na mieszkanie. Wynajęłam stancję w Bytowie, w ośrodku pomocy napisałam podanie o zasiłek, żebym miała za co dojechać do Bytowa. Po pieniądze miałam przyjść następnego dnia. Poszłam tam z dziećmi. I zaczęli mnie zbywać. A to że drukarka im się zepsuła, a że moje dziecko zniszczyło decyzję, a to że komputer się zawiesił. Trwało to kilka godzin.

Zobacz także Słupski MOPR czeka na wolontariuszy chcących pomagać innym

W końcu do pokoju wzięła mnie pracownica socjalna, tam był kurator. Poinformowała mnie, że jest decyzja sądu o zabezpieczeniu dzieci. Powiedziałam, że nie mają prawa, chciałam chwycić za rękę Julkę i wyjść, ale one trzymały ją siłą. Nie chciałam się szarpać. Błagałam, żeby nie odbierali mi dzieci, Julka wtuliła się we mnie i płakała, prosiła, abym wzięła ją już do domu. W końcu zabrali mi dzieci.

Dzieci pani Joanny trafiły do rodziny zastępczej pod Słupskiem. - Julka płacze. Mówi, że jej nie kocham, bo nie chcę wziąć jej do domu. Krzyczy, że chce wracać, iść z mamą na spacer. Cały czas ją okłamuję, że to tylko takie wakacje, że musi zostać u cioci, bo jest fajnie. Dzieci są chore, ta rodzina nie wie o moich maluchach nic. Ja sobie nie wyobrażam życia bez nich. Nawet z domu nie wychodzę, bo wszędzie widzę dzieci i płakać mi się chce. Nie wiem, jak można było nam to zrobić.

Sąd uznał, że pani Joanna jest niewydolna wychowawczo

Sąd Rodzinny w Słupsku stwierdził, że pani Joanna jest niewydolna wychowawczo. W uzasadnieniu napisano, że matka jest niezaradna życiowo i roszczeniowa, nie współpracuje z asystentem rodziny. I tylko deklaruje inicjowanie zmian. Ujawniono też stosowanie kar cielesnych.

Sąd stwierdził, że pani Joanna mówiła, że nie wie, gdzie ma się podziać i dlatego zdecydował o natychmiastowym umieszczeniu dzieci w rodzinie zastępczej.

- Ale to nie ja biłam dzieci. Już mówiłam, że partner źle traktował Julkę, sąd nie wziął pod uwagę zeznań świadków - mówi pani Joanna. - A stancję wynajęłam właśnie w Bytowie. To jak to jest?

Danuta Jastrzębska, rzecznik Sądu Okręgowego w Słupsku, podkreśla, że to orzeczenie tymczasowe.
- Sąd dokładnie zbada tę sprawę i zapozna się z zebranymi dowodami do czasu wydania ostatecznego orzeczenia - mówi Danuta Jastrzębska.

Murem za panią Joanną staje Maria Nowak, lekarz rodzinny i pediatra, która przez kilka lat zajmowała się Julką.

- Nie mogę złego słowa powiedzieć na temat mamy Julki - mówi lekarka. - Zawsze przychodziła na szczepienia lub gdy mała była chora. Dziecko było skromnie ubrane, ale zadbane. Na tyle, na ile matkę było stać. Pani Joanna najpierw myślała o dzieciach, później o sobie. Nawet gdy w domu stwierdzono pustą lodówkę, to jeszcze nie powód, aby odbierać dzieci. To powód, aby jej pomóc. Dla mnie to wszystko jest skandaliczne, nie taka powinna być kolejność. W pierwszej kolejności pani Joannie należało zabezpieczyć miejsce, gdzie mogłaby być z dziećmi, pomóc jej i przyglądać się, jak to faktycznie wygląda. Pomóc znaleźć pracę i opiekę nad dziećmi. Teraz zarządzono badanie więzi w Rodzinnym Ośrodku Konsultacyjno-Diagnostycznym, na takie badanie czeka się miesiącami. Jeśli sąd chciał zbadać, jakie są więzi dzieci z matką, najpierw mógł zlecić takie badania. Chłopczyk ma roczek, minie jakiś czas i wyciągnie rączki do drugiej mamy, o biologicznej zapomni. Winny jest system. Powinno się bardziej pomagać.

Pani Joanna znajduje się teraz pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bytowie. Tu niemal natychmiast sporządzono szczegółowy program pomocy matce.

- Liczymy na współpracę z panią Joanną - wyjaśnia Urszula Porańska, szefowa MOPS w Bytowie. - Pani Joanna już spotkała się z psychologiem. Opracowaliśmy już szczegółowy program pomocy, na pewno będzie mogła otrzymać wsparcie ze strony asystenta rodziny, może liczyć na pomoc żywnościową i finansową. Będzie mogła skorzystać z rad psychologa, który pomoże jej nabyć umiejętności wychowawcze i opiekuńcze. Skontaktujemy ją z doradcą zawodowym, liczymy, że będzie mogła też nabyć nowe umiejętności zawodowe w Centrum Integracji Społecznej, może będzie mogła podjąć prace społeczno-użyteczne. Form pomocy jest wiele, będziemy pracowali z panią Joanną na zasadzie małych kroków, ale tak, aby jej dzieci mogły jak najszybciej wrócić do domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza