Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zarzuty dla lekarzy, sprawa słupskiego SOR trafi do sądu

Zbigniew Marecki [email protected]
Ćwiczenia na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w słupskim szpitalu, aby skoordynować prace oddziału, odbyły się w czerwcu ubiegłego roku. Ćwiczono wówczas pomoc rannym w wypadku atobusu.
Ćwiczenia na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w słupskim szpitalu, aby skoordynować prace oddziału, odbyły się w czerwcu ubiegłego roku. Ćwiczono wówczas pomoc rannym w wypadku atobusu. Krzysztof Piotrkowski
SOR-u w Słupsku nie ma. Jest tylko szyld - ocenił biegły, profesor medycyny.

Taką opinię wyraził w związku ze sprawą pacjentki ze Słupska. W związku z nią Prokuratura Rejonowa w Słupsku postawiła teraz Ryszardowi S., byłemu dyrektorowi Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku, zarzut narażenia tej pacjentki na utratę zdrowia i życia.

Zrobiła tak, bo według niej był odpowiedzialny za organizację warunków pracy w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Zarzuca mu też, że gdy kierował szpitalem, nieodpowiednio funkcjonował także oddział ginekologiczny w Ustce. Ponadto zarzut postawiono Wojciechowi G., lekarzowi, który 20 maja 2012 roku dyżurował na SOR, gdy trafiła tam młoda słupszczanka. Jemu prokuratura zarzuca, że źle zajmował się pacjentką. Akt oskarżenia, który dotyczy tej sprawy, wkrótce trafi do Sądu Rejonowego w Słupsku.

Zobacz także: Porodówka do Słupska, szpital do przekształcenia

Jak się dowiedzieliśmy w prokuraturze, słupszczanka pojawiła się w szpitalu rano 20 maja 2012 roku. Karetka pogotowia ratunkowego przywiozła ją tam, po tym jak we własnym domu straciła przytomność. Na SOR spędziła kilka godzin. Wykonano jej tam podstawowe badania krwi i USG brzucha. Nie wykazały one nic groźnego.

Ponieważ pacjentka nadal czuła się źle, lekarz dyżurny zdecydował, że w celu konsultacji ginekologicznej zostanie przewieziona na oddział ginekologiczny do Ustki, bo na SOR ginekolog nie był zatrudniony. W Ustce lekarz wykonał badanie USG. Jednak żadnych dodatkowych badań nie wykonano, bo diagnostyka w tym czasie nie działała.

Gdy pacjentkę ponownie przywieziono na słupski SOR, już nie mogła mówić. W związku z tym trafiła na oddział neurologiczny. Dopiero tam wykonano badanie, które wykazało rozległy krwotok wewnętrzny. O godz. 15 pacjentka trafiła na salę operacyjną. Lekarze uratowali jej życie, ale przeżyła głęboką traumę.
Dlatego w lipcu 2012 roku zawiadomiła prokuraturę o tym, że w szpitalu zagrożono jej zdrowiu i życiu. Szpitalną dokumentację związaną z jej sprawą na zlecenie prokuratury jako biegły badał prof. Marian Gabryś z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Jego opinia jest niekorzystna dla byłego dyrektora i lekarza dyżurnego.

- SOR-u w Słupsku nie ma. Jest tylko szyld - stwierdził biegły. Uznał, że praca w słupskim SOR była źle zorganizowana, bo brakowało tam m.in. niezbędnych specjalistów. Ponadto zauważył, że sporo do życzenia pozostawiały także ginekologia i porodówka, funkcjonujące w Ustce. Popołudniami i w dni wolne od pracy pacjentki ginekologii w Ustce nie mogły liczyć na szybkie badania, bo tam nie działała całodobowa diagnostyka - stwierdził w swojej opinii. Według niego taka sytuacja zagrażała ich zdrowiu i życiu. Prokuratura już przedstawiła swoje zarzuty obu mężczyznom. Wojciech G. nie chciał z nami na ten temat rozmawiać. Natomiast Ryszard S. razem z żoną wyjechał niedawno z kraju i przez kilka tygodni będzie nieobecny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza