Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wakacje na dopalaczach: codziennie po kilka ofiar

Monika Zacharzewska [email protected]
28-latek trafił na SOR trzy razy w ciągu tygodnia. Skręta zrobił z historii choroby.
28-latek trafił na SOR trzy razy w ciągu tygodnia. Skręta zrobił z historii choroby. Archiwum
28-latek trafił na SOR trzy razy w ciągu tygodnia. Skręta zrobił z historii choroby.

- Tylko na ostatnim, weekendowym dyżurze miałem cztery osoby, które zażyły dopalacze i musieliśmy ratować ich życie i zdrowie - mówi Roman Abramowicz, ordynator słupskiego Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. - Takie przypadki są codziennie. I to po kilka. Wśród weekendowych pacjentów był 28-latek tak uzależniony od tych substancji, że wrócił na oddział zaledwie dwie godziny po wypisaniu go stamtąd.

- Przywiozła go policja. Rozpoznałem go od razu. Najpierw ratowaliśmy go w ubiegłym tygodniu, gdy trafił do nas kompletnie naćpany. Drugi raz przywieziono go na SOR w weekend. Leżał na obserwacji do niedzielnego południa, po czym w stanie dobrym wypisaliśmy go do domu. Za dwie godziny znów był u nas - opowiada ordynator SOR. - Znaleźliśmy przy nim dwa opakowania po dopalaczach. Jedno już puste. To co w nim miał, spalił, robiąc sobie skręta z... karty historii choroby, którą dostał od nas przy wypisie ze szpitala.

Zobacz także: Nocna awantura w mieszkaniu. Rodzice na dopalaczach

Liczba osób zatrutych dopalaczami rośnie od kilku miesięcy lawinowo. W maju takich pacjentów, którzy trafili na oddział ratunkowy słupskiego szpitala po zażyciu dopalaczy, alkoholu albo mieszkanki jednego i drugiego, było 103. Ich leczenie jest niezwykle skomplikowane, ponieważ nie wiadomo, jakie dokładnie substancje są w tych środkach. - Z tego powodu to może być tylko leczenie objawowe. Natomiast objawy osoby po zażyciu dopalaczy zmieniają się co chwilę. Raz pacjent jest prawie bez kontaktu, za chwilę robi się agresywny. I taki stan trwa - mówi Roman Abramowicz.

Lekarze i rodziny osób uzależnionych od dopalaczy są bezsilni, bo środki są łatwo dostępne, a młodzi ludzie nie chcą leczyć się z nałogu.
- Gdy ostatnio trafił do nas chłopak po przedawkowaniu amfetaminy, zajęła się nim policja. Natomiast gdy trafiają młodzi ludzie po dopalaczach, a bywają to nastolatki, możemy tylko zawiadomić ich rodziców. A ci często mówią wprost, że już nie mają żadnego wpływu na dzieci i nic zrobić nie mogą. To ogromny problem społeczny - przyznaje lekarz ze słupskiego szpitala.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza