Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka twierdzi, że jej dziecko ze złamaną nogą czekało kilka godzin na SOR

Monika Zacharzewska [email protected]
Martynka trafiła do szpitala ze złamaną nogą. Zdaniem mamy dziewczynki spędziły tam kilka godzin, dziecko cierpiało i nie zaproponowano im wózka do przewiezienia dziewczynki na zdjęcie RTG.
Martynka trafiła do szpitala ze złamaną nogą. Zdaniem mamy dziewczynki spędziły tam kilka godzin, dziecko cierpiało i nie zaproponowano im wózka do przewiezienia dziewczynki na zdjęcie RTG. Łukasz Capar
6-letnia Martyna trafiła na słupski SOR ze złamaniem kości śródstopia. Kilka godzin cierpiała z bólu i mama na rękach niosła ją do RTG. W końcu usłyszały, że lekarz specjalista jest zajęty i nie obejrzy nogi.

Martynę Ziółkowską na Szpitalny Oddział Ratunkowy przywiozła mama. - Trafiłyśmy tam o godzinie 19, po tym jak Martyna niefortunnie zeskoczyła na nogę na placu zabaw. Usłyszałyśmy, ze będziemy czekać... sześć godzin - skarży się pani Dorota, mama Martyny. - Ból narastał, a wraz z nim obrzęk, pytałam, czy nie można temu nadać szybszego tempa, bo dzieci inaczej odczuwają ból niż dorośli.

Zobacz także: Odesłali ze szpitala schorowaną kobietę. Zabrakło miejsca

Po około godzinie dziewczynkę skierowano na RTG. - Sama niosłam córkę na rękach przez połowę szpitala, nawet mi wózka nie udostępniono do przewiezienia małej - mówi pani Dorota.
Relacjonuje, że ok. godz. 21.30 lekarz wezwał ją i oznajmił, że chirurg dziecięcy operuje i nie może przyjść na SOR na konsultację.

- Miałam uzbroić się w cierpliwość i czekać, a noga coraz bardziej bolała, a córka płakała - mówi mama. - Dopiero o północy zostałyśmy wezwane przez tego samego lekarza, który powiedział, że chirurg dziecięcy jednak nie przyjdzie.

Mama dziewczynki opowiada, że wówczas dziecku założono szynę gipsową, a lekarz dał wypis i poinstruował, aby pójść z małą do poradni chirurgicznej... następnego dnia. - Dziecko przez cały ten czas nie dosłało leku przeciwbólowego i dopiero w domu mogłam jej dać coś na uśmierzenie bólu - mówi zbulwersowana mama. - Nie potrafię zrozumieć funkcjonowania tego oddziału. Tam człowiek zamiast czuć się bezpiecznie po prostu się boi.

Mama Martyny poszła do chirurga następnego dnia. Postawił diagnozę - złamanie dwóch kości śródstopia.

Zastępca ordynatora SOR Maciej Nikodemski przyjmuje zastrzeżenia mamy Martynki i tłumaczy, że w dniu kiedy zgłosiła się ona do SOR, przez oddział przewinęło się sto osób.

Zobacz także: Zawiniła pracownica szpitala. Przeprosiła poszkodowanych

- Matka dziewczynki podeszła do pulpitu rejestracji o godzinie 19.30. Do czasu wypisu dziecka o godzinie 23.52 na SOR trafiło 26 nowych osób, a jeszcze więcej przebywało na obserwacji po wcześniejszym zbadaniu przez lekarzy - tłumaczy lekarz. - Oznacza to, że personel SOR miał pod opieką jednorazowo ponad 50 osób wymagających diagnostyki, leczenia, obserwacji, a nawet wykonywania zabiegów ratujących życie.

Według jego ustaleń sześciolatka po niespełna 45 minutach od zgłoszenia została poproszona do punktu segregacji medycznej, gdzie przeprowadzono wstępną ocenę oraz poproszono lekarza chirurga. Obrażenia i stan ogólny dziewczynki kwalifikowały ją do kategorii zielonej, czyli takiej, do której trafiają najmniej pilne przypadki. - Był to okres największego napływu pacjentów, a pomimo tego dziecko zostało pierwszy raz zbadane przez lekarza po 50 minutach od momentu zgłoszenia - mówi lekarz.

- Przy tego typu obrażeniach jest to czas bardzo krótki, nieosiągalny na większości oddziałów nie tylko w kraju, ale i za granicą. Tłumaczy też, dlaczego dziecku nie podano leków przeciwbólowych. - W momencie segregacji ocena bólu dokonywana we współpracy z rodzicem wynosiła dwa w 10-punktowej skali. Wskazaniem do stosowania leków przeciwbólowych jest ból na poziomie co najmniej czterech - mówi.

- Mama Martyny została poinformowana o możliwości podania leków przeciwbólowych w przypadku, gdy ból się nasili. Jego zdaniem długi czas przebywania na oddziale był podyktowany koniecznością wykonania badań dodatkowych i obciążeniem m.in. Zakładu Diagnostyki Obrazowej.

- W przypadku Martyny zdjęcie RTG zostało wykonane po 50 minutach od zbadania przez lekarza. Po kolejnych 40 minutach lekarz dysponował już opisem. Zważywszy na liczbę pacjentów i zielony priorytet segregacyjny pacjentki, uważam ten czas za bardzo krótki. Świadczy to o zrozumieniu przez nasz zespół specyfiki leczenia dzieci, które w miarę możliwości traktowane są ze szczególną uwagą.

Zwraca on uwagę, że dziecko zostało wypisane z oddziału o godzinie 23:52, czyli po niespełna czterech i pół godzinie od momentu zgłoszenia. - Przy tego typu niewielkim urazie to w pełni zadowalający czas. Ostatnie kilkadziesiąt minut pobytu na SOR wynikało z konieczności konsultacji z chirurgiem dziecięcym, który w tym czasie przebywał na sali operacyjnej. W przerwie między zabiegami lekarz SOR zasięgnął jego rady i po rozwianiu wątpliwości zdecydował o wypisie do domu.

Zastępca ordynatora słupskiego SOR zwraca uwagę, że niedopuszczalne było noszenie dziecka na rękach przez matkę. - Nasz oddział dysponuje wózkami i taki powinien zostać wykorzystany. Ratownik medyczny odpowiedzialny za transport dziecka otrzymał upomnienie - przyznaje lekarz.

- Ubolewam nad tym, że mama sama nosiła dziecko i podejmę kroki, aby nie powielać tego błędu w przyszłości. Jestem też pełen zrozumienia dla troski o dobro dziecka i związanych z tym emocji. Dla rodzica każda chwila oczekiwania na udzielenie pomocy dziecku wydaje się być wiecznością. Apeluję do mamy Martyny i innych osób trafiających pod opiekę SOR, żeby starały się bardziej obiektywnie oceniać pracę naszego oddziału. Osoba siedząca w poczekalni często odnosi wrażenie, że na oddziale nic się nie dzieje. W rzeczywistości w pomieszczeniach niedostępnych postronnym obserwatorom odbywa się nieustanna walka o ludzkie życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza