Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Zielonej widzieliśmy magię i moc futbolu, kolejny mecz już w sobotę

Krzysztof Tomasik
Główkuje Gracjan Szymański, po prawej Szymon Gibczyński, po lewej Krystian Stanios. Z nr. 18 Pufelski.
Główkuje Gracjan Szymański, po prawej Szymon Gibczyński, po lewej Krystian Stanios. Z nr. 18 Pufelski. Krzysztof Tomasik
Przez 90 minut kibice, którzy zdołali się upchać na trybunach stadionu przy ul. Zielonej, znaleźli się w innym świecie.

Następny mecz na Zielonej już w sobotę

Następny mecz na Zielonej już w sobotę

Kolejne spotkanie drużyna Gryfa 95 Słupsk rozegra również u siebie, w sobotę o godz. 17.00. Przeciwnikiem będą Orlęta Reda, które wprawdzie wciąż rywalizują w barażu z Wybrzeżem Rewal (w niedzielę wygrali 4:1), ale w rewanżu u siebie nie powinni mieć problemów z utrzymaniem przewagi. Mecz odbędzie się na Zielonej na prośbę zespołu z Redy. Przypomnijmy, że dwa kolejne mecze z Kaszubią Kościerzyna i Zatoką Puck Gryf rozegra również na swoim stadionie.

(sten)

Rządziły w nim futbol i chęć zrobienia fantastycznej atmosfery, zachęcającej do boju piłkarzy, ale i tworzącej niezapomniane widowisko.

Za nasze miasto i za te barwy oddałem całe życie swe - śpiewali kibice i faktycznie wyglądało tak, jakby to miało być ostatnie 90 minut w ich życiu. Dali z siebie wszystko. Atmosfera przypominała chwilami trybuny w Grecji czy Turcji.

Derby regionu Gryf 95 - Drutex-Bytovia przebiły wszystko, co można było wyobrazić sobie o tym meczu jeszcze przed jego rozegraniem. Stadion przy ul. Zielonej okazał się za mały, by pomieścić wszystkich chcących oglądać inaugurację Bałtyckiej III ligi.

Ulica Zielona już na pół godziny przed meczem była zablokowana przez parkujące samochody. Już po pierwszym gwizdku do kas ciągnęły się tak długie kolejki, jakby to był 1981 rok i do sklepów rzucili masło. W tym momencie na trybunach ponad dwa tysiące kibiców udowadniało, że w Słupsku nadchodzi czas futbolu. Na szczęście widział to prezydent Maciej Kobyliński, który razem z kibicami zagrzewał do boju swoich graczy.

- Paweł Kryszałowicz jest moim kolegą, od dawna przyjeżdżałem do Słupska, aby oglądać mecze Gryfa, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem - mówił po spotkaniu pozostający pod wrażeniem dopingu i sportowej atmosfery Wojciech Polakowski, trener Gryfa 95. - Stałem koło ławki moich piłkarzy, kulturalny doping słupszczan był przytłaczający. Czułem się jak w kotle. Nigdy jeszcze na meczach Bytovii nie było tak gorącej atmosfery - nie ukrywał Bogdan Adamczyk, prezes gości.
Bilety na miejsca siedzące skończyły się już długo przed meczem.

Chętni kupowali tylko te na stojące. Takie tłumy ostatni raz były przy ul. Zielonej 25 lat temu. Teraz powrót do III ligi spowodował, że obiekt stał się błyskawicznie za mały, by pomieścić chcących oglądać zmagania piłkarzy ze słupskim gryfem na piersi. Bajeczna oprawa, sztuczne ognie, świece dymne, flagi tzw. sektorówki, prowadzony bez wulgaryzmów doping porywał zawodników obu zespołów.

- Brakuje jeszcze tylko gola, by podkreślić naszą przewagę - mówił w przerwie Maciej Kobyliński. Goli zabrakło, ale tylko ich. Słupsk udowodnił, że ma wspaniałych kibiców, dobry zespół i chęć, by bawić się na meczach kopanej. 2000 widzów nad Słupią na futbolu, to tak jak 15 tysięcy w Poznaniu na Lechu czy 10 tysięcy w Warszawie na Legii.

- Boże! Dla tych ludzi, dla tej fantastycznej atmosfery warto awansować do II ligi. Nie stać nas na to, ale gdybyśmy mieli trochę więcej pieniędzy, zrobiłbym to - mówił jeszcze długo po meczu Polakowski.

Główkuje Gracjan Szymański, po prawej Szymon Gibczyński, po lewej Krystian Stanios. Z nr. 18 Pufelski.
(fot. Krzysztof Tomasik)

Tłumy na Zielonej

Ostatni raz takie kolejki i tłumy na trybunach stadionu przy ul. Zielonej były 25 lata temu, gdy w meczu III ligi rundy jesiennej Gryf Słupsk pokonał Polonię Bydgoszcz 3:0. Wtedy na stadionie zasiadło 5 tys. widzów.

Obawy przed atakiem - Waldemar Walkusz, szkoleniowiec Druteksu-Bytovii

- Satysfakcjonował nas jeden punkt w Słupsku. W przekroju całego meczu więcej uwagi poświęcaliśmy obronie naszej bramki. W pierwszej połowie tylko Mateusz Oszmaniec uratował nas przed stratą gola. W drugiej połowie obawiałem się frontalnego ataku gryfitów, nic takiego nie było. Szkoda, że Formela nie trafił, Piechota obronił, może inaczej potoczyłby się ten mecz. Oszmaniec bronił, bo zabrakło Kowalskiego. Jeden i drugi są młodzieżowcami i muszą być na boisku, ze względu na absurdalny przepis o grze trzech takich graczy. Stąd na naszej ławce zostało kilku dobrych piłkarzy, którzy nie mogli wystąpić.

Fantastyczny doping Wojciech Polakowski, trener Gryfa 95

- Jestem pod wrażeniem fantastycznie dopingującej słupskiej publiczności. Ciężko innym zespołom będzie wywieźć stąd punkty. Nigdy na Gryfie tego nie widziałem. Tym kibicom należała się bramka. Gdyby Kozłowski na początku trafił, po zagraniu Kryszałowicza, mecz potoczyłby się inaczej. Goście musieliby się odkryć. Łatwiej by nam się grało. Szkoda, że sędzia przeszkadzał grać. Na pewno nie wypaczył wyniku, ale nie pozwolił rozwinąć skrzydeł. Zabrakło nam precyzji przy stałych fragmentach. Wspomniany Kryszałowicz brał na siebie ciężar gry, po jego zagraniach stwarzaliśmy największe zagrożenie pod bramką gości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza