70-letnia Urszula Ł. miała stanąć wczoraj przed Sądem Rejonowym w Słupsku jako oskarżona o spowodowanie śmiertelnego wypadku drogowego w centrum Słupska.
Według śledztwa, 27 czerwca ubiegłego roku na najniebezpieczniejszym wówczas skrzyżowaniu w mieście Urszula Ł., jadąc renault clio ulicą Anny Łajming od strony al. Sienkiewicza, nie ustąpiła pierwszeństwa Agnieszce T., kierującej renault megane z ulicy Jagiełły w stronę Tuwima. Po zderzeniu pojazdów 72-letnia pasażerka clio wypadła z samochodu pod podwozie obracającego się auta. Zginęła na miejscu.
Wczoraj miał się rozpocząć proces. Tymczasem oskarżona nie stawiła się w sądzie.
- Poprosiła o usprawiedliwienie nieobecności z powodu choroby. Z treści zaświadczenia lekarskiego wynika, że pacjentka jest leżąca - poinformowała sędzia Joanna Hetnarowicz-Sikora.
Adwokat Krystian Kasperski złożył wniosek o odroczenie rozprawy: - Oskarżona ustaliła w Biurze Obsługi Interesanta, że jedyny w Słupsku lekarz sądowy doktor Maria Surmacz przestała pełnić tę funkcję, a najbliższy lekarz przyjmuje w Koszalinie - obrońca tłumaczył, dlaczego oskarżona nie przedstawiła zaświadczenia lekarza sądowego, potwierdzającego jej niezdolność do udziału w rozprawie. Sąd usprawiedliwił nieobecność.
Maria Surmacz była jedynym lekarzem sądowym w Słupsku od 2004 roku.
- Prezes zerwał ze mną umowę w trybie natychmiastowym. Nie wiem, z jakiego powodu. Przeżyłam to bardzo i jest mi przykro - mówi wprost lekarka. - Jeśli człowiek chce być dobrym lekarzem, to nie podoba się sądowi. Ja działam dla dobra pacjenta. Nie interesuje mnie, czy to jest morderca, czy złodziej. Jeśli jest chory, dostaje poświadczenie.
Lekarka dodaje, że nie raz była wzywana do pisania wyjaśnień i przedstawiania dokumentacji przebiegu choroby, gdy sądowi nie podobały się jej zaświadczenia.
- Przecież nigdy nie wydawałam ich z sufitu, lecz na podstawie zaświadczeń specjalistów, kart informacyjnych. Jeździłam do pacjentów do domu. Jeśli nie potwierdzę zwolnienia lekarskiego wydanego przez psychiatrę, a pacjent powiesi się w toalecie w sądzie, to ja będę za to odpowiadać, a nie prezes - argumentuje lekarka. - W zeszłym roku sąd wysłał sprawę na policję, byłam wzywana do rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Wszystko zostało wyjaśnione. Teraz rzecznik znowu mnie wzywa w sprawie pacjenta na chemioterapii. Miałam pacjentów badanych później przez biegłych i nikt mi niczego nie zarzucił.
W czwartek mimo wielokrotnych prób nie udało nam się porozmawiać z władzami Sądu Okręgowego. Sekretariat przekazał „Głosowi”, że pytania należy przesłać mailem. W piątek otrzymaliśmy odpowiedź. Jednak potwierdzała ona jedynie fakt zwolnienia lekarki na podstawie przepisu Ustawy o lekarzu sądowym: "W razie powzięcia uzasadnionych wątpliwości co do rzetelności zaświadczenia wystawionego przez lekarza sądowego prezes sądu okręgowego może rozwiązać umowę o wykonywanie czynności lekarza sądowego ze skutkiem natychmiastowym". Nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi na pytania, czy w obecnej sytuacji sądy będą respektować zwolnienia lekarskie wzywanych osób bez zaświadczenia lekarza sądowego? Czy takie nieobecności zostaną usprawiedliwione, czy należy liczyć się z karami? Do sprawy wrócimy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?