Choć pół godziny przed rozpoczęciem koncertu nad doliną mocno się rozpadało I wydawało się, że silna ulewa wystraszy publiczność, to kilkanaście minut później niebo się rozpogodziło. I tak już było do końca koncertu. Spragniona muzyki publiczność gwizdami i krzykami wręcz wymogła na organizatorach, aby wreszcie zabrzmiała muzyka.
- Witajcie bracia i siostry. Najważniejsze jest to, że nie uciekliście przed deszczem ? powitał wszystkich Tomasz Lenard, konferansjer, ubrany w strój hippisa.
Później już poszło bez zbędnych przemówień. I w amfiteatrze zapanowała atmosfera jak na dobrej prywatce z lata siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Było widać, że wiele osób przyszło do doliny, aby powspominać tamte czasy.
- Przyjechałam do was aż z Krakowa z córką i synem, aby usłyszeliśmy i zobaczyli, przy jakiej muzyce w młodości bawiła się mama ? zwierzyła się nam Małgorzata Kolska. Wkrótce razem z dziećmi szalała przed sceną.
Podobne zachowywało się wiele osób, bo muzycy szybko rozgrzali publiczność. Brzuchaty i trochę już ociężały John Rosall jako lider The Glitter Band dawał z siebie wszystko, aby w dolinie zabrzmiał mocny rock and roll. Choć często musiał się wycierać i popijać wodę mineralną, to już po kilku minutach wywołał spory aplauz i sprowokował wiele osób do tańca.
Specjalnie dla zebranej publiczności nawet się przebierał. Po dwóch godzinach wszyscy już tak zasmakowali w tej muzyce, że zespół musiał bisować. W przerwie John Rosall chętnie dawał autografy i udzielał wywiadów.
Nam powiedział, że jest zachwycony polską publicznością i przyjęciem w Dolinie Charlotty.
- Jakich polskich muzyków pan ceni?- zapytaliśmy podstępnie. Po chwili ciszy zauważyliśmy konsternację na twarzy Johna Rossalla.
- Tak, Chopin, to klasyk . Jego znam ? wybrnął z sytuacji, korzystając z podpowiedzi tłumaczki. Nie omieszkał natomiast dodać, że już wkrótce można będzie kupić nowe CD "Glittler Esque".
W zupełnie inny nastrój publiczność wprowadzili muzycy z grupy "Middle of the Road" z wokalistą Sally Carr, znaną z dyskotekowego przeboju "Sally, Sally" o raz słynnego "Sacramento".
Okazało się, że publiczność doskonale je pamięta. Przytulające się na widowni albo w tańcu przed sceną pary świadczyły, że dla wielu słuchaczy jej występ był wielką, sentymentalną podróżą w przeszłość.
- Moja mama się popłakała, gdy zobaczyła na żywo Sally Carr, bo przy jej piosenkach po raz pierwszy całowała się z tatą. Myślałam, że to będzie nudny koncert, a tu tyle emocji . Teraz wiem, że mama słuchała w młodości świetnej muzyki? - zwierzyła się nam Katarzyna z Kołobrzegu.
Największe wrażenie zrobili chyba jednak muzycy ze szkockiego zespołu "The Rubbets", którzy wystąpili w białych strojach i doskonałej formie. Rozbujali cały amfiteatr. Przypomnieli wiele przebojów, które były popularne w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku, a na dodatek dali popis, śpiewając a capella najnowsze swoje produkcje.
Słuchacze niechętnie około godz. 1 przyjęli do wiadomości, że to już koniec ich występu, tym bardziej że zimne piwo I smaczne kiełbaski serwowane w dobrze zorganizowanych punktach gastronomicznych dodawały sił I chęci do zabawy.
Niektórzy już przed powrotem umawiali się z przyjaciółmi na następny koncert, który się odbędzie 26 lipca.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?