Wracamy do bulwersującej sprawy mieszkańca gminy Ustka, który wynajął mieszkanie przestępcom i stracił przez to swoje psy. Trafiły one do słupskeigo schroniska i jego szefostwo nie chce mężczyźnie wydać dwóch yorków.
W piątek pan Piotr, o którego problemie pisaliśmy już wielokrotnie, po tym jak przyszedł do słupskiego schroniska z funkcjonariuszami policji, odzyskał jednego z trzech psów.
- Bardzo, bardzo dziękuję. Dziękuję redakcji "Głosu" za opisanie mojego problemu, pewnie bez tego nie odzyskałbym żadnego z psów - powiedział pan Piotr w piątek.
Tego dnia mężczyzna z decyzją administracyjną władz gminy, która wcześniej odebrała mu zwierzęta, ponownie pojawił się w słupskim schronisku. Miło było popatrzeć jak witał się z nim jego pies i jak nie chciał go odstąpić nawet na pół metra. Choć spędził w schronisku kilka miesięcy.
- To moje psy i zrobię wszystko by je odzyskać. Pójdę do sądu, jak będzie trzeba, i szefostwo słupskiego schroniska będzie miało problem. Mam prawo do moich zwierząt - uważa pan Piotr.
Okazuje się, że szefostwo schroniska, zażądało książeczki szczepień psów.A tam wpisana jest była żona mężczyzny.Cztery lata po rozwodzie, odmówiła mu napisania oświadczenia.
- Mieliśmy już raz problem z rozwodzącym się małżeństwem, gdy psy wydaliśmy, a wziął je współmałżonek na złość drugiemu - tłumaczyła nam już w czwartek Barbara Aziukiewicz, prezes słupskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce. - Osobiście spotkam się z tym panem i myślę, że dojdziemy do porozumienia. My musimy kierować się dobrem zwierząt.
Przypomnijmy, ta historia zaczęła się od komunikatu policyjnego. Słupscy policjanci wykryli nielegalną wytwórnię tytoniu w jednej z miejscowości w gminie Ustka. Zatrzymali sprawców. W komunikacie nie było nic o psach, znajdujących się na posesji.
- To były moje psy. Dwa yorki i długowłosy owczarek. Straciłem je na pół roku - denerwuje się pan Piotr.
Zgodnie z procedurą decyzją administracyjną władz gminy Ustka psy trafiły do słupskiego schroniska.Formalny paragraf - warunki w jakich żyły. Ale nikt ze znających sprawę nie powiedział nam, że psy były w uzasadniającym to stanie.
Oczywiście pan Piotr został wezwany przez wyjaśniających sprawę tytoniu policjantów. Wszystko się wyjaśniło, więc udał się po psy do schroniska.
- I tak byłem tam wiele razy. Zawsze kończyło się awanturą - przyznaje mężczyzna.
Mężczyzna w końcu udał się więc do gminy i tam decyzję administracyjną o skierowaniu psów do schroniska odkręcił formalnie.
Władze schroniska wskazują, że yorki podczas pobytu w rodzinie zastępczej były leczone. Jeden przeszedł kosztowną operację.
Co ważne, w ubiegłym tygodniu w schronisku zorganizowano spotkanie z prawnikiem, jak nam powiedziano, rodziny zastępczej dla yorków i panem Piotrem. - Zaproponowano mi pieniądze za te psy - mówi mężczyzna.- Ale ja je chcę odzyskać.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?