Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemku, pamiętamy! 26 lat temu w Słupsku policjant zabił trzynastoletniego chłopca

Magdalena Olechnowicz
Magdalena Olechnowicz
Kibice ze Słupska i z zaprzyjaźnionych klubów sportowych z całej Polski zebrali się w środę 10 stycznia, aby uczcić 26. rocznicę śmierci Przemka Czai. Chłopiec - wówczas trzynastolatek - zginął od uderzenia policyjną pałką. Od tamtej pory, co roku w dniu i miejscu jego śmierci, kibice tłumnie zbierają się, zapalają znicze, odpalają race, aby pokazać, że nie zapomnieli...

"W tym miejscu 10 stycznia 1998 roku zginął tragicznie Przemek Czaja" - brzmi napis na obelisku postawionym przy ul. Szczecińskiej w Słupsku - w miejscu, w którym policjant zakatował 13-latka.
To tu co roku - także dzisiaj - tłumy kibiców, które przyjeżdżają z całej Polski - oddają cześć pamięci Przemkowi, który stał się symbolem niezawinionej śmierci. Zapalają znicze, składają kwiaty i odpalają race.

Przemek Czaja to 13-letni kibic, który zginął 10 stycznia 1998 roku, po meczu koszykarzy Czarnych Słupsk z AZS Koszalin. Przemek wracał z meczu w dwustuosobowym tłumie eskortowanym przez policję. Było spokojnie. Słupszczanie odprowadzali na dworzec kibiców z Ustki. Wszystko zmieniło się, gdy na ul. Szczecińskiej kibice zaczęli przechodzić przez jezdnię. Część z nich zdążyła na zielonym świetle, reszta przeszła na czerwonym.

https://gp24.pl/policjant-wyskoczyl-z-radiowozu-zaczal-okladac-chlopca-palka-26-lat-temu-zginal-przemek-czaja-mial-tylko-13-lat/ar/c15-17219723

Wtedy Dariusz W. z policyjnego patrolu postanowił się rozprawić z tłumem. Wtargnął na jezdnię z policyjną pałką. Dopadł Przemka. Ranił go ciosami w głowę, a śmiertelnie - w tętnicę kręgową. Mimo błagań ludzi policjanci nie wezwali pogotowia. Woźniak i drugi policjant Robert K. - odjechali.

Chłopiec zmarł o 19.55, gdy zaczęła się reanimacja. Jednak największą gorycz i złość kibiców przyniósł następny dzień, kiedy po sekcji zwłok w prokuraturze podano wersję, że chłopiec zginął, bo biegnąc, uderzył o słup trakcji trolejbusowej.

Pan Marcin ma dziś 40 lat. Wszystko doskonale pamięta. Miał wówczas 14 lat.

- Na meczu byli kibice Jantara Ustka (drużyna piłkarska - red.). Grupa kibiców Czarnych - może setka - odprowadzała ich na dworzec PKP, aby nie doszło do konfliktów z kibicami Gryfa Słupsk. Ja szedłem z nimi - relacjonuje pan Marcin. - Przechodziliśmy przez przejście dla pieszych na ulicy Szczecińskiej. Część przeszła na zielonym świetle, ale wszyscy nie zdążyliśmy, więc szliśmy dalej, już na czerwonym. Wtedy radiowóz, który jechał z boku, wjechał w tę grupę. Sam znalazłem się na jego masce. Przeszliśmy jednak na drugą stronę. Kibice zaczęli skandować. Policjant wyskoczył, zaczął machać pałą, śmignął mi po nodze. Złapał Przemka i zaczął go okładać. Widziałem to i pamiętam jak dziś. Przemek się przewrócił, zaczął krzyczeć, żeby go nie bił, wtedy policjant jeszcze raz przywalił mu w twarz i zaczął biec za resztą. My obiegliśmy blok i poszliśmy zobaczyć, co się stało. Przemek leżał zakrwawiony, jeden z kibiców zaczął mu udzielać pierwszej pomocy. Wtedy podjechał drugi radiowóz. Prosiliśmy policjanta, aby pomógł Przemkowi albo zawiózł go do szpitala, bo karetka cały czas nie przyjeżdżała. A minęło już ze 20 minut. Ściągnęliśmy kurtki i dawaliśmy temu policjantowi, aby rozłożył je w radiowozie, jeśli boi się, że go zabrudzi. Żeby go tylko wzięli. Nie zabrali. Po chwili znowu przyjechał tamten policjant, który tłukł Przemka. Zaczął wymachiwać pałą, aby wszystkich rozgonić - łącznie z tymi, którzy udzielali Przemkowi pomocy.

Pan Marcin nigdy nie zeznawał w sądzie.

- Byłem wtedy za mały. Rodzice się nie zgodzili. Przez kolejne dni nie wypuszczali mnie z domu - tłumaczy.

Z Przemkiem mieszkali po sąsiedzku, bawili się razem na podwórku, chodzili do „czwórki”- wówczas przy ul. Sobieskiego.

- Podczas tego powrotu z meczu Przemek nie zdążył uciec. Po prostu. Taka była jego wina. To mógł być każdy z nas. Przemek był mały i wątły. Taki delikatny, on nawet jak się na schodach przewrócił, to mu krew z nosa leciała - dodaje pan Marcin.

Zamieszki
Po tym w mieście wybuchły kilkudniowe zamieszki, które trafiły na czołówki polskich i światowych gazet i stacji.

Miasto stało się areną trwających przez kilka dni zamieszek między kibicami a policją, które przybrały na sile szczególnie w nocy z 11 na 12 stycznia. W mieście budowano barykady, atakowano posterunek policji przy dworcu PKP. Zdemolowano 22 policyjne radiowozy, aresztowano 239 osób.

Warunkowo i na raty

- Nie mam wyrzutów sumienia. Nie wiem, czy to ja zrobiłem - twierdził Dariusz W. nawet po wyroku. Po kilku miesiącach wyszedł z aresztu - policyjni związkowcy wpłacili za niego 5 tys. zł kaucji.

Elbląska prokuratura oskarżyła go o spowodowanie śmiertelnych obrażeń chłopca i przekroczenie uprawnień. Sam zwolnił się ze służby i został emerytem. Dostał 8 lat więzienia. Wyszedł po połowie kary na warunkowe zwolnienie.

A pomorskiej policji, która za krzywdę wyrządzoną przez funkcjonariusza zapłaciła Marzennie i Janowi Czajom 350 tys. zł zadośćuczynienia, W. spłaca tę kwotę na raty - po 200 złotych miesięcznie. Ostatnia rata przypada na rok... 2154!

Pamięć kibiców

W miejscu śmierci Przemysława Czai postawiony został niewielki obelisk upamiętniający tragiczne wydarzenia z 10 stycznia 1998 roku. Podczas każdej rocznicy kibice gromadzą się przed pomnikiem, przynoszą kwiaty, zapalają znicze i odpalają race.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza