Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Igor Griszczuk: Egzamin na trenera

Rafał Szymański
Tak zapamiętamy Griszczuka - trener zespołu, który zdobył brązowy medal.
Tak zapamiętamy Griszczuka - trener zespołu, który zdobył brązowy medal. Krzysztof Tomasik
Igor Griszczuk był legendą Anwilu Włocławek. Dzięki brązowemu medalowi, jaki wywalczył przeszedł też do legendy Energi Czarnych.

W 2005 roku Czarni stanęli przed historycznym wyzwaniem. Klub w końcu miał sponsora (Energę), który gwarantował stabilizację i budżet pozwalający myśleć o czymś więcej niż tylko o utrzymaniu się w lidze.

Szukano dobrego trenera. Wybór padł na Igora Griszczuka. Asystent Andreja Urlepa w Anwilu nauczył się fachu od Słoweńca, ale podpatrywał też wielu innych znakomitych szkoleniowców. Miał od kogo czerpać doświadczenia, ale wszystko, co robił w pierwszym sezonie w Słupsku, było testem na żywym organizmie. Nikt nie wiedział do czego to zaprowadzi.

- Może to jest dobry moment, aby rozpoczynać wszystko w Słupsku? Włocławek był moim pierwszym domem. Posada w Słupsku, pierwsza samodzielna w życiu, to bardzo ważny egzamin, czy mogę być trenerem - powiedział przed startem tamtego sezonu.

Pamięć o medalu

Po wspaniałych meczach Energa Czarni osiągnęła największy sukces w historii startów klubu w ekstraklasie - brązowy medal. Słupsk był zachwycony szkoleniowcem. Już spekulowało się o tym, że będzie kupował ziemię pod budowę domu w Ustce, a jednym z nadrzędnych celów było zatrzymanie go w Słupsku na drugi sezon. Miał podobno otrzymać propozycje pracy z Rosji, ale nikt nigdy nie wyjawił, jakie kluby miały je składać.

W kolejnym roku wszyscy wiedzieli, czego mogą się po trenerze spodziewać. Zespół zatrybił dopiero w połowie sezonu, wcześniej jakby szukając swojej drogi i rytmu. Budżet był podobny, ale już więcej drużyn miało podobne pieniądze. Poziom ligi wzrastał. Griszczuk osiągnął znów dobry wynik, drugi najlepszy w historii startów Czarnych w DBE. To wciąż było dużo. Stawiał sobie ambitne plany i bardzo ambitnie do nich podchodził. Zawodnicy musieli nauczyć się grać w schematach. Tego wymagał. Także posłuchu, jak w wojsku. Rosyjskim.

- Niech się stresują. Jeżeli gracz nie będzie potrafił podjąć najprostszych decyzji na boisku, to nie ma sensu, by grał. Niech szuka pracy gdzieś indziej. Trzeba brać odpowiedzialność. Musi potrafić na 5 sekund przed końcem w stresie rzucić punkty. Ja muszę powiedzieć, co zrobił dobrze, a co źle. To nasza praca - tłumaczył swoje zachowanie podczas meczów.

Słupski styl

Uczył się być trenerem, podobnie jak zawodnicy uczyli się być razem z nim. Nie wszyscy to wytrzymywali. Gracze ze wschodu byli raczej przyzwyczajeni do takich zachowań, Amerykanie niekoniecznie. Darrell Tucker do końca nie mógł się wdrożyć w słupski styl. Podobnie chyba odreagował James Hughes.

Tak samo Hubert Radke. Zapewne ich opinia o trenerze wśród innych zawodników nie będzie najlepsza. Coraz mniej jest szkoleniowców, którzy w bardzo psychiczny sposób zmuszają zawodników do pracy czy niepopełniania błędów. Ime Oduok, gdy Energa Czarni szukała centra, powiedział krótko - "Chcę jeszcze pograć, ale nie u takich trenerów w typie Urlepa.

Griszczuk zawsze preferował graczy potrafiących zagrać to, co on powie. Nie tolerował improwizacji. - Jeśli zawodnik ma koncepcję i zdobędzie dwa punkty, to nie powiem złego słowa. Ale jeśli oddaje rzut z pierwszego podania - to chyba to nie jest koszykówka, to streetball - wyjawił swoje credo w pierwszym roku pracy. W drugim powiedział - U mnie musi być, jak to w Polsce mówią, "Jak w ruskim czołgu". I tak było.

Griszczuk swoim postępowaniem sportowym wprowadził Czarnych na poziom do tej pory nieosiągalny przez słupski klub. Za takim awansem poszły jednak także olbrzymie posunięcia organizacyjne. Klub przeprowadził się z obskurnych pomieszczeń przy ul. Grottgera do reprezentacyjnych w centrum miasta.

Zyskał rzecznika prasowego i dział marketingu. Stał się podmiotem o poziomie porównywalnym do standardów europejskich. Dojrzewał i zyskał szacunek całej ligi za taką przemianę. Wspaniały wizerunek budowali także kibice. I okazało się, że najsłabszym ogniwem zaczyna być w tym wszystkim trener. Jego chorobliwa ambicja, brak otwarcia czy nieumiejętność znoszenia krytyki rozbijały obraz doskonale prosperującego przedsiębiorstwa sportowego.

Jeszcze jak był zawodnikiem we Włocławku, na głos sugerujący, że zagrał słabszy mecz, odrzekł - "To Jordana sobie kupcie". W Słupsku było podobnie. Jakby nagle przestał się mieścić w określonych ramach.

Wystawiony na próbę

Po serii kontuzji na początku trzeciego sezonu Andrzej Twardowski, prezes Energi Czarnych, sprowadził do klubu nowych graczy, aby pomóc przełamać niemoc. Zydrunas Urbonas i Ayinda Ubaka zostali odrzuceni przez trenera.

Kolejny, Cedric Bozeman, na pierwszym treningu został zrównany z ziemią, a fotoreporter, który chciał zrobić po treningu zdjęcie graczowi, wyproszony z hali. Wtedy doszło do pierwszego przesilenia. Rozładowały je dwie sprawy. Zwycięstwo z Basketem Kwidzyn po serii porażek i blisko trzygodzinna rozmowa w gabinecie prezesa. Już wtedy mogło dojść do zmiany szkoleniowca.

Ostatnia prosta

Mimo wygranych Energa Czarni prezentowała się kiepsko. - Ja jestem Ruskiem. Będziesz bił łopatą, a ja będę się trzymał swojego - mówił wątpiącym trener. I tak to wyglądało. Kolejne porażki były ciosami, na które nie potrafił jednak zareagować inaczej niż do tej pory. Wyczerpał arsenał środków.

Dwie podobne klęski w Ostrowie Wielkopolskim ze Stalą i w Starogardzie Gdańskim z Polpharmą znów mogły dać do myślenia. Drużyna do któregoś momentu kontrolowała sytuację, by za chwilę stracić wszystko i przegrać. Trzy zwycięstwa przed własną publicznością z Kotwicą Kołobrzeg, Górnikiem Wałbrzych i Polonią Warszawa tylko namnożyły znaków zapytania. A to taki okres w sezonie, gdy już powinno być widać efekty pracy. Co na to odpowiadał trener? - Boisko jest kwadratowe, a piłka okrągła. Koszykarze przyjechali do Słupska i wyjadą ładnymi autami, a wy zostaniecie - mówił do kibiców.

To wszystko ładnie brzmiało. Nazywało jednak rzeczy, nie zmieniało faktów. A te były przytłaczające. Po dwudziestu dwóch kolejkach Energa Czarni jest przedostatnia. Aby uratować sezon i mieć czym pochwalić się ewentualnym sponsorom przed podpisaniem nowych umów, trzeba było podjąć radykalne decyzje. Griszczuk stał się więc ich ofiarą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza