Szary samolocik, o trzymetrowej rozpiętości skrzydeł, leżał w krzakach tuż przy plaży.
Grzegorz Krupski, letnik z Łodzi, który razem z wnukami odnalazł go podczas spaceru, powiedział nam, że początkowo sądził, iż jest to model być może wykorzystywany przez kogoś do celów szpiegowskich.
- Myślałem, że ma kamerę i może jakiś modelarz wypuszczał go nad plażę, żeby filmował ładne dziewczyny. Ale chyba nie miał kamery - śmieje się łodzianin.
Doszedł do wniosku, że być może uciekł właścicielowi i ten go teraz szuka. Postanowił go zabezpieczyć i oddać właścicielowi. Dlatego skontaktował się z naszą redakcją. Doszliśmy do wniosku, że musi to być samolocik wojskowy.
Jeden z takich, do których przeciwlotnicy strzelają podczas ćwiczeń na poligonie pod Ustką. Na podstawie zdjęć zidentyfikowaliśmy go jako imitator środka napadu powietrznego Szogun.
Czy to możliwe, aby maszyna przeleciała znad poligonu i runęła na ziemię w Poddąbiu?
Gdyby tak było, byłoby to niebezpieczne. Jak powiedział nam Grzegorz Krupski, zanim zdemontował aeroplanik i zabezpieczył go na terenie jednej z posesji w Poddąbiu, wypompował ze zbiorników pod skrzydłami dwa litry paliwa.
- Gdyby z taką ilością spadł na jakiś dom, mógłby spowodować pożar - zauważył.
Zbigniew Woszczyk, rzecznik Centralnego Poligonu Sił Powietrznych w Ustce, potwierdza, że znaleziona maszyna to najprawdopodobniej model wojskowy. Uspokaja jednak, że scenariusz minikatastrofy lotniczej z udziałem takiego samolociku, skutkującej np. pożarem, jest niemożliwy.
- Te samoloty produkuje firma z Mielca i to ona wykonuje nimi loty na potrzeby wojska. Szoguny ważą około 20 kg, mają zasięg do 20 kilometrów i mogą być w powietrzu przez dwie godziny. Mogą być sterowane zarówno z ziemi, przez operatora, jak i automatycznie, po zaprogramowaniu trasy. Jeśli nie zostaną zniszczone podczas strzelań, lądują na lotnisku w Wicku Morskim. A jeśli się "urwą", są tak zaprogramowane, że natychmiast po doleceniu do granicy strefy strzelań komputer współpracujący z GPS-em odcina dopływ paliwa do silnika, uruchamia spadochron i Szogun spada do morza.
Według majora Woszczyka, tak zapewne było i w tym przypadku. Szogun musiał spaść do morza na wysokości poligonu, czyli gdzieś na zachód od Ustki i prąd morski zniósł go do Poddąbia.
- Zgadza się! Na metalowych częściach widoczne są ślady rdzy. Dość długo musiał być w morzu - potwierdza Grzegorz Krupski. Wojsko obiecało, że odbierze od niego wrak modelu, który po remoncie zostanie wykorzystany ponownie jako cel.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?